Ostatnio postanowiliśmy sprawdzić kolejną miejscówkę na malowniczych Mazurach (czy może Warmii). Od ekipy z Warszawy usłyszeliśmy o firmie z okolic Olsztyna, która podobno całkiem nieźle organizuje kilkudniowe wyjazdy na paintball. I to z atrakcjami. A że Warmia i Mazury to jedno z naszych ulubionych miejsca na mapie Polski, to postanowiliśmy się tam wybrać.

Dla nas wyjazd na Mazury nie może się obejść bez imprezy szantowej. Nie wszyscy są fanami tego rodzaju muzyki, ale jest to klimat, w którym „turyści” (czyli w tym przypadku my), mogą poczuć, że rzeczywiście są na wakacjach. Paintball zza PłotaDlatego po drodze podjechaliśmy na jeden dzień do Giżycka. Impreza szantowa, która odbywa się chyba cyklicznie, nie zawiodła. Może tylko my trochę zawodziliśmy, próbując śpiewać kolejne piosenki. Dobra pogoda, bliskość jeziora i piwo sprawiły, że zostaliśmy na miejscu jeszcze długo po tym, kiedy koncert się zakończył.

No ale w końcu zawitaliśmy tam, żeby pograć, więc musieliśmy ruszyć dalej. Nasza miejscówka znajdowała się bardzo blisko Olsztyna, w Butrynach. Ekipę mieliśmy sporą, bo 16-to osobową i mieszaną. Część osób to doświadczeni gracze, ale było też co najmniej kilka, które z paintballem nie miały wcześniej za wiele do czynienia. Musieliśmy więc wypośrodkować poziom trudności.

Na samym początku dostaliśmy propozycję gry w połączeniu z jazdą na quadach. Częścią zadania było po prostu dojechać na wyznaczone miejsce, strzelać do celu na punkty i znowu na quad. To zadanie było punktowane i liczył się czas przejazdu oraz celność. Podzieliliśmy się na grupy tak, że osoby niedoświadczone i „weterani” byli mniej więcej w tych samych proporcjach w każdej z grup. Muszę przyznać, że zadanie było ciekawe. To było niezłe urozmaicenie przy naszych dotychczasowych doświadczeniach z paintballem.

Wieczorem czekało na nas ognisko, kiełbaski i piwo. Oczywiście kijki do kiełbasek trzeba było sobie znaleźć i wystrugać samodzielnie, a ognisko rozpalić o własnych siłach (co akurat nie było specjalnym wyzwaniem). Siedzieliśmy do później nocy, mimo że następnego dnia czekało nas więcej zabawy.

Następnego dnia z samego rana wybraliśmy się do lasu. Nasza rozgrywa była połączona z podchodami i wykonywaniem zadań. Tym razem jednak stawaliśmy naprzeciwko siebie. Musieliśmy więc wytropić i „ustrzelić” przeciwnika i do tego wykonać kilka poleceń, których treść była ukryta po drodze. To chyba wszyscy lubimy najbardziej. Ciekawy scenariusz i cały dzień na świeżym powietrzu. Tym razem nie było mowy o samodzielnym rozpalaniu ogniska, nie mieliśmy na to po prostu sił.Paintball - Atak zza drzewa Mimo to, warto było powalczyć. To jest ten rodzaj zmęczenia, który lubimy najbardziej.

Ostatniego dnia, już na pożegnanie, wybraliśmy się znowu na quady. Tak nam się to spodobało, że przekroczyliśmy wyznaczony czas o ponad godzinę. Zrobiliśmy sobie zawody (oczywiście nie na czas), w których mogę śmiało powiedzieć, że moje miejsce było w czołówce. Bawiliśmy się na tyle dobrze, że już umówiliśmy się na kolejny raz. Tym razem, już niekoniecznie z paintballem. Wybór atrakcji jest bardzo duży, a  nie zdążyliśmy wypróbować nawet 10%. Musimy to nadrobić.